Po raz pierwszy w ciągu naszego wieloletniego pobytu we Wro - niektórym z nas zezwalającym na uczestnictwo we wszystkich edycjach - zdecydowaliśmy się ruszyć nasze piękne plecy dolne w kierunku Dolnośląskiego Festiwalu Nauki. Cudem jest, że wiedzieliśmy, że coś takiego w ogóle się odbywa - wydarzenie nie było jakoś szczególnie rozreklamowane, stronę mają chyba nie zmienioną od 12 lat, logo podobnie (fuj), a "rozkład jazdy" dostępny jest tylko na necie i jest trochę niepraktyczny (powinni mieć śliczną tabelkę co-gdzie-kiedy jak Era Nowe Horyzonty). Ciężko się było połapać wśród kilkuset wykładów, ale trzeba przyznać że tych kilka, na których byłam (byliśmy), było wyjątkowo ciekawych. Dbamy o swój harmonijny rozwój :-)
Profesor Jan Miodek wygłosił wykład inauguracyjny, w którym opowiadał o metaforze w naszym codziennym języku. Słucha się go z ogromną przyjemnością, gdyż jest on osobą obdarzoną sympatyczną odmianą charyzmy - a wiedza w nim aż kipi. Jeśli kiedykolwiek zdarzy mi się potomek, poproszę profesora o błogosławieństwo jego młodego umysłu.
Dzięki wykładowi na temat chorób zakaźnych sławnych ludzi wiem wszystko o kile, jej etapach i znanych ofiarach.
Na warsztatach z języka migowego nauczyłam się miagać "Między ciszą a ciszą" Turnaua (mam z tego filmik, niedługo wrzucimy). Generalnie fajnie nam się miga z Damianem - na razie jesteśmy na etapie alfabetu. Trzeba też wspomnieć o poezji osób głuchoniemych - prof. Miodek ucieszyłby się widząc metaforę w ich palcach.
Park Wiedzy był propozycją raczej dla młodszych, ale D. znalazł kilka stoisk z ciekawymi doświadczeniami, a ja napatrzyłam się na walki rycerzy.
Byliśmy na koncercie laboratorium dźwięków - muzyka elektroniczna z objaśnieniem całego spektrum instrumentów - fajnie się słuchało zaangażowanego fizyko-muzyka, szkoda, że nie udało mu się uruchomić głośnika plazmowego.
Liznęliśmy trochę teatru - poniedziałkowe czytania na Scenie Kameralnej rozpoczęte. Witkacy rządzi!
Na deser przełomowe doświadczenia w psychologii. Przy znajomości natury ludzkiej gawiedziowstręt sam się narzuca.
Kilka uwag do całości - prowadzącym należą się brawa, bo wszyscy, których widziałam byli szczerze zaangażowani i opowiadali interesująco o swoich pasjach. Ale co do publiczności...hmm...wydawało się, że w większości były to grupy młodzieży, przyprowadzone przez "Panią" za karę. Myślałam, że posną na ławkach, albo że im się palce zepsują od pisania "esów". Podobno w tamtym roku było więcej publiki. Ale kto miał pójść? Studentów jeszcze nie ma, dorośli przecież się z pracy nie zwolnią. Wszyscy, z którymi rozmawiałam nie mieli z resztą pojęcia, że coś takiego jak DFN sie odbywa. Pozostaje średnio zainteresowana młodzież. Szkoda.
Chcesz wiedzieć więcej: Strona Festiwalu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz