piątek, 3 grudnia 2010

Fido - mój przyjaciel zombie

Całkowicie przypadkiem trafiłam na ten film i nie mogłam się powstrzymać - obejrzałam (sama - wybacz kochanie, ale byłeś na pokerze).

Wyobraźcie to sobie: typowe amerykańskie przedmieście a'la lata 50-te: trzyosobowa rodzinka i ich zombiak. Gdy kilka lat wcześniej zmarli zaczęli wstawać z grobów i atakować ludzi, kraj gotowy był na wojnę totalną. Na szczęście pewien zmyślny naukowiec wyprodukował obrożę tłumiącą w zombie krwawe instynkty (z innych ciekawych wynalazków - powstał też alarm informujący o zatrzymaniu akcji serca u starszych członków rodziny - bo każdy umarły jest potencjalnym ludożercą i dziadkowi nie można już ufać!). Każda szanująca się jednostka społeczna posiada teraz na swych usługach umarlaka, głównie jako tanią siłę roboczą.
Wbrew pozorom to niezły film i to niekoniecznie dla miłośników horrorów, bo horroru tu niewiele. W filmie obserwujemy relacje tytułowego zombie o imieniu Fido (typowe "pieskie" imię w USA) z jego rodziną (tutaj w sensie: "posiadającą go rodziną"). Ojciec wyraźnie się go boi, tłumiąc w sobie dziecięcą traumę, syn szuka w relacji czułości i przyjaźni, a z matką zaczyna Fido wiązać pewien rodzaj przedziwnego flirtu. Niestety obroża się psuje i chociaż zombiak pozostaje lojalny wobec swojej rodziny, to przypadkiem zżera wredną staruszkę...
"Fido" poza ciekawą, czarnokomediową fabułą kryje też małe ludzkie dramaty i rodzi niepokój: obleśny sąsiad bohaterów posiada atrakcyjną, prawie żywą służącą; w telewizji oglądamy reklamówki, w których zabija się swoich "martwych" bliskich; zombie traktowane są brutalnie i przedmiotowo, mimo że tkwią w nich jeszcze resztki człowieczeństwa itd.
Damian na pewno powie, że to komedia romantyczna.

Ocena ogólna y: 5/6

1 komentarz: